ooooooooOOOOOOO!!!! Zakrzyknęliśmy razem z Maksem z przednich siedzeń, kiedy 4 kilometry przed Via Dino Ferrari 43 w Maranello wyminęło nas LaFerrari z pozaklejanym plastrami nosem. Jako mężczyzna w średnim wieku nie sądziłem że samochód jadący z przeciwka może mi podnieść owłosienie na przedramieniu (gęsia skórka, sicha mi stanęła – nazywajcie to jak chcecie), jednak tak się właśnie stało i tyle.

Za rzeczone 4 kilometry… „cel został osiągnięty” powiedziała miła pani w głośnikach. Ok, parking (byliśmy wcześnie więc trafiło nam się ostatnie miejsce), wysiadka i „ŻYJ MARZENIEM” przeczytałem głośno napis na swego rodzaju bramie startowej przed głównym wejściem. „Taaataaa no idziemyyy” ciągnął mnie Maks, rozejrzałem się dookoła, na parking podjeżdżały kolejne samochody z turystami. Bilety zarezerwowałem online, także pokazanie vouchera i odbiór bloczków był tylko formalnością.

Na samym wejściu słowa otuchy dla Michaela Schumachera, które jak wiemy chyba pomogły. Stan jego zdrowia powolutku się poprawia.
Potem już tylko te marzenia. Zapach i wygląd historii, tej odległej i tej sprzed kilku dni. Tataaa zobacz, Ferrari 166F2, 308GT4 LeMans, jaaaa 512 M, rzucił kilka nazw. Tak wiem są tabliczki, ale on to powiedział nie stojąc przy tych samochodach (!!), kurcze przecież to JA jestem znawcą u nas w domu to ja znam 360,430,458, CaliforniaT. Jednak tych samochodów nie był na parterze (oprócz 458 GT2), no i musiałem słuchać co uczy mnie syn. Swoją drogą okazało się że dzieci jednak czytają podarowane im książki. Przypomniałem sobie że otrzymał kiedyś „Klasyczne włoskie samochody” i stąd zaczerpnął całą wiedzę, którą mnie skillował.

Pokój Mistrzów, robi wielkie wrażenie. Puchary, kaski, bolidy największych światowych kierowców w jednym miejscu. Po prostu MAGIA. W tym pomieszczeniu jest jedno urządzenie, o które muzeum powinno dbać w szczególności. Jest to „szafa grająca” z dźwiękami bolidów. Aaaa wyjące motory znikają z torów F1 i niedługo pewnie będzie można je posłuchać tylko z takich „szaf”.

W międzyczasie mojej żonie podpasowała CaliforniaT i zaginął nam Max. Na szczęście łatwo go odnalazłem. Stał w przy ścianie modeli bolidów ze wszystkich lat startów Ferrari i chłonął poszczególne jednostki wzrokiem. „Jeeest”, krzyknął nagle, aż miła panie z obsługi obejrzała się niepewnie, „jest bolid Laudy, bardzo chciałem go zobaczyć”. Czyżby niedawno obejrzany „Wyścig” pozostał mu także w pamięci?
Na mnie największe wrażenie zrobiły maszyny, których elementy zawieszenia były z czystego metalu, deski rozdzielcze z blachy, gardziele gaźników jak dzióbki piskląt krzyczały powieeetrzaaa, kierownice chwytało się za drewno, a zegary były totalnym majstersztykiem rzemiosła. To jest to piękno, którego raczej już jako zwykli konsumenci nie doświadczymy, chyba że jesteśmy milionerami, zakupimy takie cudo i będziemy z nim obcować w zaciszu podziemnego garażu naszej rezydencji.

Obejrzeliśmy pozostałe eksponaty, model LaFerrari w ostatecznym jej wyglądzie, kilka amerykańskich odmian, konstrukcję ramową F12 Berlinetta, modele prototypów. Mega wrażenia, potężna dawka technokracji i to jeszcze z Italii, gdzie formy automobilizmu są najsubtelniejsze w swojej piękności.

Na koniec wycieczki kawka i bezwarunkowo Maks przejechał się na Monzy. Symulator F1 zaskoczył mojego „wszystkowiedzącego” (tak tak, sarkazm) syna. Opiekun tłumaczy – manettino na 0 automat, na 1 manual, pedał hamulca jest twardy, kierownica szarpie, mocno trzymać, wsteczny zielonym przyciskiem, Maks spojrzał na niego i powiedział, tato niech mi już to włączy, ja to wszystko wiem.
I tutaj się rozczarował. Oczywiście gra w PS3, fotel, kiera, F1, GranTourismo5, ale jak na Variante del Rettifilo kierownica wyrwała mu się z rąk, wiedział już że to nie kierka z forcefeedbackiem. Nie mniej dał radę i dzielnie latał po 270 kmh, co w tym akurat symulatorze wcale nie było takie łatwe.

Museo Ferrari, piękne miejsce, łatwo dostępne dla wszystkich (zaobserwowałem pełne udogodnienia dla osób niepełnosprawnych, a nam z dwuletnim dzieckiem w wózku, nic nie sprawiło problemu), będę polecał z całego serca. Jedno z miejsc na ziemi, gdzie można obcować z tym, czego coraz mniej. Z samochodami, stworzonymi przez geniusza. Z automobilowymi dziełami z prawdziwego metalu. W tym miejscu rozkochałem się w marce na dobre i mam nadzieję tam wrócić swoim Ferrari.
ŻYJ MARZENIEM ta sentencja oficjalnie opisuje to miejsce, jednak się z nią nie zgodzę. Teraz żyję celem. Cel to marzenie z datą realizacji*.

*Brian Tracy


BRAK KOMENTARZY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ